Wielkopolska Teka Edukacyjna

 

Kazimiera Iłłakowiczówna „Rozstrzelano moje serce w Poznaniu”

Śmierć protestujących robotników w Poznaniu 28 czerwca 1956 r. upamiętniła Kazimiera Iłłakowiczówna w wierszu „Rozstrzelano moje serce w Poznaniu”. Wiersz ten powstał już 4 lipca 1956, niestety cenzura nie pozwoliła go wydrukować żadnej z poznańskich gazet. W październiku 1956, na fali krótkotrwałej odwilży, ukazał się na łamach szczecińskiego tygodnika „Ziemia i Morze”. Szerzej zaistniał w przestrzeni publicznej dopiero w 1981, po ogłoszeniu go w „Biuletynie Informacyjnym KZ NSZZ Solidarność” i przedrukach w licznych innych czasopismach.

 

Chciałam o kulturze napisać

naprawdę inteligentnie,

lecz zaczęły kule świstać

i szyby dygotać i pękać.

„Pochyliłam się” – jak każe przepis

– nad dziejami dwudziestolecia,

ale z pióra kleks czerwony zleciał

i kartki ktoś krwią pozlepiał.

 

Rym się na gromadę zwlókł;

jest go dosyć… Tyle pokoleń…

Lecz zbryzgano mózgiem bruk

i bruk się wzdyma powoli.

Myśleć zaczął, choć ledwo się dźwiga

i do zapytań ośmiela –

– „Czemu zawsze rządzi inteligent,

a do robotników się strzela?”

 

Niemy dotąd warknął koci łeb,

splunęła granitowa kostka:

„Znowuśmy się dali wziąć na lep,

położono nas – jak zawsze – mostem”.

A ja na tym moście jak kiep

do essayu oczy przysłaniam,

krew nie płynie już, już tylko skrzep…

Rozstrzelano moje serce w Poznaniu.

 

O kulturze… Próba wzniosłych syntez,

artystycznych intuicji zgranie…

Ja nie mogę… Ani kwarty, ani kwinty.

Rozstrzelano moje serce w Poznaniu.

Ni gorące ono ni zimne.

Szkoda kul. Szkoda leków na nie.

Moje serce – wszak to tylko rymy…

Rozstrzelano moje serce w Poznaniu.

 

 

Krystyna Kofta „Wióry”

W 1980 Krystyna Kofta opublikowała książkę „Wióry”, w której zawarła wspomnienie Poznania z 1956 zachowane w pamięci dziecięcej paczki z jednego podwórka. W usta jednego z bohaterów włożyła słowa swojego ojca, komentującego śmierć młodego człowieka podczas zamieszek.

 

 

 

Fragment powieści Krystyny Kofty „Wióry”

Świadomość umierającego Marycha, przytomna i gęsta, jakby zawarła w sobie wszystkie przyszłe lata, które mógł przeżyć w szczęściu, wisiała nad podwórkiem razem z niebem, opuszczała się coraz niżej z wierzchołków topoli na dachy domów, wciskała się przez otwarte okna do mieszkań, nie pozwalając ludziom zasnąć spokojnie, docierała do suteren, niepokoiła nawet Perłę przeczuwającą swój los (kiedy się wszystko ułoży, będzie można nareszcie spokojnie dać ją uśpić), nie dawała spać Więźniowi myślącemu z nadzieją o wolności, spracowanej Stróżce modlącej się o zdrowie syna w wojsku i za Marycha, na zmianę Ojcze Nasz i Zdrowaś Mario, za syna i za Marycha, tak, podobno wczoraj też ktoś zginął, gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą, ale tak nie można, nie, to niemożliwe, wszystko jak wszystko, ale nie z naszego podwórka, na naszym podwórku nigdy…

Topole nadstawiają liście-uszy, liście-usta, liście-serca i chłoną te myśli i powtarzają niebu i ziemi, powtarzają też głosem Marycha wypowiedziane zdanie: „Nie becz, matka, przecież jeszcze żyję”. Powietrze wchodzące przez otwarte okna przynosi coraz to nowe powiewy z podwórka i wtłacza je do mieszkań, skąd uchodzą nadzieje i obawy lokatorów.

Może będzie inaczej, myśli Cholewkarz, chociaż przez jakiś czas, może domiar umorzą.

Trzeba się będzie dowiedzieć, czy w Radzie Narodowej zostanie ten sam kierownik, Blokowa trzeźwa w środku bezsennej nocy ustala plan działania.

Albo się zmieni, albo się nie zmieni. Kaczmaruszek jak zwykle sceptyczny przewraca się na drugi bok.

Sytuacja wymagała już ideologicznego naprostowania, ojciec Eli przerwał na moment ślęczenie nad „Dziełami wszystkimi” i nabił fajkę.

– Człowiek nie będzie musiał się już bać własnego cienia – mówi Inżynierowa wprost w ucho swego wychudłego męża.

Czy to możliwe, żeby za kawał mogli zamknąć? Stróżka przypomina sobie, co jej mówił Eda, kiedy był ostatnio, ciekawe jak mu tam jest, Fabryka Papierosów też się przyłączyła.

Dobrze, że wycofałam sprawę piwnicy, Donia podkłada wałek pod głowę, bo uwierają ją papiloty.

W domu co innego i w szkole co innego, człowiek się od tego zaczął robić głupi, Mareczek wcielał się przez pół nocy w postać Marycha, wyobrażał sobie, jak pada zraniony przypadkową kulą, która nieprzypadkowo znalazła się w jego ciele.

Ciekawe, co się stanie z motocyklem Marycha, Mały Gnój od dawna marzy o szybkiej jawie, pewno Pająk go dostanie.

Jak tylko nie będzie gorzej, to już będzie lepiej, ojciec Szprychy zapala w ciemności papierosa. Płomień zapalniczki odbija się przez moment w ciemnej szybie okna od podwórza.

Szprycha przewraca się gwałtownie na drugi bok.

– Czemu nie śpisz? – pyta ojciec.

– Jeżeli Marycha zabili, nigdy już nie będę spała – mówi Szprycha.

– Tylu ludzi umiera za nic – mówi jej ojciec – że umrzeć za coś to już jest dużo, jak mnie szlag trafi, to co kto z tego będzie miał, rodzina zgryzotę i koszta pogrzebu. A umrzeć tak jak on, to znaczy wiedzieć, za co, takich śmierci nie zapomina się nigdy, nawet jeżeli się potem o nich nie pamięta.

Wielkopolska Teka Edukacyjna

creative

Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych 3.0 Polska (CC BY-NC-ND 3.0 PL)
Więcej informacji tutaj.

Wielkopolska Teka Edukacyjna traktowana jest jako kompletny zbiór, przedziały czasowe (1939-1945; 1946-1969; 1970-1990) są zamkniętymi utworami i każde dodatkowe użycie poszczególnych elementów strony (np. zdjęć) wymaga odrębnej pisemnej zgody.

Znajdz-nas-na-facebooku