Wielkopolska Teka Edukacyjna

Leopold Tyrmand „Dziennik 1954”

Znakomitym dokumentem czasów stalinowskich (ale opublikowanym dopiero w 1980 r.) jest „Dziennik 1954” Leopolda Tyrmanda. Znajdziemy w nim portrety wielu osób znanych w środowisku artystycznym, ale także wiele cennych obserwacji dotyczących życia codziennego w stalinowskiej Polsce. Swoim ciętym, niekiedy zgryźliwym stylem, Tyrmand opisuje brzydotę otaczającej go rzeczywistości, międzyludzką agresję i niekończące się kolejki. Konflikt Tyrmanda z komunizmem miał podłoże w dużym stopniu estetyczne – drażniła go tandetna sztuka, brak porządnych grzebieni, brzydkie ubrania.

 

Fragmenty „Dziennika 1954” Leopolda Tyrmanda

29 stycznia

W autobusie linii 116 byłem świadkiem niecodziennej ponurości. Małe dziecko oparło zabłocony bucik o przeciwlegle siedzenie. Jakaś pani usiadła i zabrudziła sobie płaszcz. W chwilę potem twarze biorących udział w kłótni wykrzywiły się dziko i odrażająco, karczemne wyzwiska i płacz dziecka wypełniły autobus. O co? O zabrudzony płaszcz. Co tam Gogol, który dopiero z kradzieży płaszcza potrafił uczynić tragedię. Dziś, w dziesięciolecie Polski Ludowej, dwie kobiety o zabiedzonych, szarych twarzach, ubrane grubo i tandetnie, podmalowane tanią szminką, gotują się do rwania sobie włosów z głowy o grudkę błota na płaszczu. Lecz kto ma tutaj prawo do wyniosłych analiz, do wygodnego ponad? Ile dniówek trzeba dziś wyrobić, aby mieć na płaszcz? Ile miesięcznych wypłat odczekać, aby kupić lichotę, która ma zastąpić tak wiele? Żyjemy w świecie bez wybaczenia dla dziecka za niepoważną szkodę, w którym nie ma miejsca na życzliwość ludzką po godzinnym czekaniu na mrozie i w błocie na zatłoczony autobus. Tłocząc się i gniotąc w jego zimnym, dusznym od wyziewów wnętrzu, taplając nogami maź na podłodze, klnąc nędzę, pracę, czekanie, cały ten lodowaty, głodny dzień, ludzie szukają ujścia dla swych niedoli. Ktoś musi być winny! Dziecko chce nam zniszczyć płaszcz! Zatłamsić dziecko! W oczach kobiety w zabrudzonym płaszczu tliła się żądza mordu, rozorywania oczu, wszystko jedno komu, aby za to wszystko…

 

5 lutego

Szukałem dziś lalki dla mojej córki chrzestnej, Joanny Miłosz. Byłem w sklepie zatytułowanym „Raj Dziecka”. Chyba wróci w mych snach pod postacią dławiącego koszmaru. Brudne, zabłocone pomieszczenie oświetlone gołą żarówką, w blaskach której leżą na kupie smutne, zezowate lalki w zbrukanych, podwiniętych sukienkach, jak uczestniczki figlów w krzakach na weselach chłopskich. Misie o twarzach niedorozwiniętych morderców, z pluszu używanego na kołnierze u palt przez ukrywających swą nędzę alkoholików. Bąki, z których odpada farba, gdy się kręcą, kręgle usiane drzazgami groźnymi dla życia starego cieśli.

 

27 lutego

Długie kolejki na zimnie i w słocie przed cukierniami. Dziś Tłusty Czwartek i ludzie pokornie czekają na kawałek tradycji: zziębnięci, smutni, zmęczeni, milczący, skuleni stoją w nie kończących się ogonkach za pączkami. W gruncie rzeczy coś pięknego, metafora aż zabawna w swej ponurości. Jeśli z okien Domu Partii widać Bliklego, to wyobrażam sobie jak dwóch aparatczyków komentuje ten widok: „Widział kiedy towarzysz takie tłumy za pączkami przed wojną?”. Pozostaje sprawa tradycji. O Tłustym Czwartku wiemy wyłącznie z ustnego przekazu, w gazetach o nim nie piszą, oficjalnie go nie ma. Ale państwowe piekarnie smażą pączki, na stachanowską normę, ile się da, kolejki ustawiają się przed sklepami. Jakby zmowa, ale kto z kim i przeciw komu? […] Cicho, sza, lecz czcijmy Ciastko! Triumf tradycji.

 

 

Adam Ważyk „Poemat dla dorosłych”

Po śmierci Józefa Stalina w 1953 rozpoczął się okres tzw. odwilży, kiedy artyści zyskali nieco więcej swobody twórczej. Pierwszą opublikowaną w kraju próbą ukazania prawdy o życiu w ludowej ojczyźnie był Adama Ważyka „Poemat dla dorosłych” (1955). Autor tego wiersza był początkowo jednym z orędowników socrealizmu, zwątpił jednak w swoje poglądy. W poemacie wyraził rozczarowanie odbudową Warszawy i opisał losy robotników budujących Nową Hutę. Wielu ludzi opuszczało rodzinne wsi, aby szukać lepszego życia w wielkich zakładach przemysłowych. Oderwani od swego środowiska, często kończyli niemal jako wykorzystywane zwierzęta robocze z hotelem robotniczym jako namiastką domu.

 

Fragment wiersza Adama Ważyka „Poemat dla dorosłych”

  1. Ze wsi, z miasteczek wagonami jadą

zbudować hutę, wyczarować miasto,

wykopać z ziemi nowe Eldorado,

armią pionierską, zbieraną hałastrą

tłoczą się w szopach, barakach, hotelach,

człapią i gwiżdżą w błotnistych ulicach:

wielka migracja, skudlona ambicja,

na szyi sznurek – krzyżyk z Częstochowy,

trzy piętra wyzwisk, jasieczek puchowy,

maciora wódki i ambit na dziewki,

dusza nieufna, spod miedzy wyrwana,

wpół rozbudzona i wpół obłąkana,

milcząca w słowach, śpiewająca śpiewki,

wypchnięta nagle z mroków średniowiecza

masa wędrowna, Polska nieczłowiecza

wyjąca z nudy w grudniowe wieczory…

W koszach od śmieci na zwieszonym sznurze

chłopcy latają kotami po murze,

żeńskie hotele, te świeckie klasztory,

trzeszczą od tarła, a potem grafinie

miotu pozbędą się – Wisła tu płynie.

 

Wielka migracja przemysł budująca,

nie znana Polsce, ale znana dziejom,

karmiona pustką wielkich słów, żyjąca

dziko, z dnia na dzień i wbrew kaznodziejom –

w węglowym czadzie, w powolnej męczarni,

z niej się wytapia robotnicza klasa.

Dużo odpadków. A na razie kasza.

 

I tak się zdarza: brunatną kolumną

dym się wydziera z podpalonej sztolni,

chodnik odcięty, o podziemnej męce

nikt nie opowie, czarny chodnik trumną,

sabotażysta ma krew, kości, ręce,

sto rodzin płacze, płacze dwieście rodzin,

piszą w gazetach lub wcale nie piszą

i tylko dymy tam stargane wiszą.

Wielkopolska Teka Edukacyjna

creative

Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych 3.0 Polska (CC BY-NC-ND 3.0 PL)
Więcej informacji tutaj.

Wielkopolska Teka Edukacyjna traktowana jest jako kompletny zbiór, przedziały czasowe (1939-1945; 1946-1969; 1970-1990) są zamkniętymi utworami i każde dodatkowe użycie poszczególnych elementów strony (np. zdjęć) wymaga odrębnej pisemnej zgody.

Znajdz-nas-na-facebooku