Wielkopolska Teka Edukacyjna

Literatura stanu wojennego

Wprowadzenie stanu wojennego 13 grudnia 1981 było dla Polaków tak tragicznym doświadczeniem, że na długo zaciążyło nad literaturą polską. Opisał je m.in. Stanisław Barańczak w poemacie „Przywracanie porządku” z tomu „Atlantyda i inne wiersze z lat 1981-1985” [wyd. 1986]. W tym wierszu przywoływanie stylu wypowiedzi przedstawicieli władzy obrazuje ich brutalność. Wiersze – apele znajdziemy w tomiku Ryszarda Krynickiego „Jeżeli w jakimś kraju” (1982, wyd. 2 1983). Do utrwalonego w romantycznej tradycji porównania Polski do cierpiącego Chrystusa odwołał się Jarosław Marek Rymkiewicz. Lata stanu wojennego to okres rozkwitu poezji zaangażowanej. Swoistym świadectwem tych dni pozostaje poetycki notatnik legendarnego duszpasterza poznańskiej „Solidarności” o. Honoriusza (Stanisława Kowalczyka).

Stanisław Barańczak „Przywracanie porządku” (fragment)

 

 

 

 

 

1.

Według nie potwierdzonych doniesień. Które traktować należy

ostrożnie. Według nie potwierdzonych doniesień,

które dotarły z opóźnieniem spowodowanym

przez niesprzyjające śniegi i zasieki. Według

nie potwierdzonych doniesień posunięto się za daleko

w łapczywym chwytaniu powietrza w płuca, zatracono

poczucie rzeczywistości w odmowie przyjmowania kopniaków,

zakłócono dialog kastetu ze szczęką, z winy tej ostatniej.

Według nie potwierdzonych doniesień, trudno się dziwić.

Trudno się mianowicie dziwić zdecydowanej reakcji.

Reakcji spowodowanej wolą przywrócenia porządku,

tak, aby każdy wiedział, gdzie jest jego miejsce.

2.

Najważniejsza rzecz, wiecie, koordynacja i precyzja,

grudzień, rozumiecie, krótkie dni, więc ciemno,

mróz, więc każdemu zimno, długo nie pociągną

bez opału i żarcia w tych, jak je tam, stoczniach,

do tego armatki wodne, wiecie, skutek murowany,

namioty w szczerym polu, od razu skruszeje

jeden z drugim, koordynować trzeba takie rzeczy

precyzyjnie, a grudzień, wiecie, tylko raz do roku.

Ryszard Krynicki  „Nie strzelajcie”

 

 

 

 

 

 

Żołnierze nie strzelajcie do nas!

Nie strzelajcie do swoich braci.

Jesteśmy bezbronni, a wy

będziecie musieli do nas wrócić.

Ci, którzy was wcielili

do przymusowej służby wojskowej

i teraz rozkazują wam strzelać,

kiedyś wyprą się swoich rozkazów.

Jarosław Marek Rymkiewicz  „13 grudnia”.

 

 

 

 

 

To ciało gwoździe w dłoniach ma,

Nad ciałem krąży czarna wrona.

Jak całun jest grudniowa mgła.

O patrz! Ojczyzna twoja kona.

Bagnetem mu przebili bok,

Cierniowa jego jest korona.

Mieliśmy jeden polski rok.

O patrz! Ojczyzna twoja kona.

U grobu wojsko trzyma straż,

Flaga łopocze mu czerwona,

A na niej śmierci mroźna twarz.

O patrz! Ojczyzna twoja kona.

Z naszej przelanej w grudniu krwi,

Z naszych popiołów ulepiona,

Ona w tym grobie o nas śni.

O patrz! Ojczyzna twoja kona.

Z tomu „Ulica Mandelsztama”, 1983

 

Honoriusz Kowalczyk [Smutek rozpanoszył się]

Smutek rozpanoszył się

na ulicach

w kolejkach

na twarzach

w sklepach.

Tylko świetlana przyszłość

łopocze dumnie

jak dawniej

nad domem partii,

ale ten gruz = szum

nic nie znaczy.

Zbigniew Herbert „Raport z oblężonego Miasta”

W tym czasie powstał też tom Zbigniewa Herberta „Raport z oblężonego Miasta” (1983). Poeta nie mówi w nim wprost o stanie wojennym, ucieka się do masek, odwołuje się do tradycji antycznych. Czasom chaosu i rozchwiania norm moralnych przeciwstawia przekonanie, że istnieją nakazy i prawidła życia społecznego, które zabraniają zachowań niegodziwych.

 

 

Zbigniew Herbert „Potęga smaku”

To wcale nie wymagało wielkiego charakteru

nasza odmowa niezgoda i upór

mieliśmy odrobinę koniecznej odwagi

lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku

Tak smaku

w którym są włókna duszy i chrząstki sumienia

Kto wie gdyby nas lepiej i piękniej kuszono

słano kobiety różowe płaskie jak opłatek

lub fantastyczne twory z obrazów Hieronima Boscha

lecz piekło w tym czasie było jakie

mokry dół zaułek morderców barak

nazwany pałacem sprawiedliwości

samogonny Mefisto w leninowskiej kurtce

posyłał w teren wnuczęta Aurory

chłopców o twarzach ziemniaczanych

bardzo brzydkie dziewczyny o czerwonych rękach

Zaiste ich retoryka była aż nazbyt parciana

(Marek Tulliusz obracał się w grobie)

łańcuchy tautologii parę pojęć jak cepy

dialektyka oprawców żadnej dystynkcji w rozumowaniu

składnia pozbawiona urody koniunktiwu

Tak więc estetyka może być pomocna w życiu

nie należy zaniedbywać nauki o pięknie

Zanim zgłosimy akces trzeba pilnie badać

kształt architektury rytm bębnów i piszczałek

kolory oficjalne nikczemny rytuał pogrzebów

Nasze oczy i uszy odmówiły posłuchu

książęta naszych zmysłów wybrały dumne wygnanie

To wcale nie wymagało wielkiego charakteru

mieliśmy odrobinę niezbędnej odwagi

lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku

Tak smaku

który każe wyjść skrzywić się wycedzić szyderstwo

choćby za to miał spaść bezcenny kapitel ciała

głowa

Marek Nowakowski „Raport o stanie wojennym” (1982-1983).

Jest to rodzaj kroniki wydarzeń; zbiór małych, kilkustronicowych opowiadań-migawek.

Marek Nowakowski niegdyś opisywał przedstawicieli marginesu w pijackich melinach. W stanie wojennym to całe społeczeństwo znalazło się na marginesie totalitarnego państwa.

 

 

„Stan wojny” [fragm.]

Zapadła ciemność. Mróz tężał. To przedmieście opustoszało przedwcześnie. Tylko stamtąd, gdzie fortecznym masywem czerniała huta, dochodził nieustający chrzęst. To czołgi i transportery na gąsienicach zbliżały się do zabarykadowanych bram kombinatu. Wojsko otaczało hutę. Również w tamtym kierunku podążała kolumna żołnierzy z karabinami opatrzonymi w bagnety. W światłach nielicznych latarń biała broń połyskiwała nieoczekiwanie. Bił od niej zimny blask. Drogę do huty zagradzały betonowe zapory. Przy nich stali dwaj wartownicy w uszatych czapkach. Przytupywali nogami i zabijali dłonie. Przez piersi mieli przewieszone pistolety maszynowe. Po przeciwnej stronie przegrodzonej drogi żarzył się koks w piecyku. Trzeci z trzymających straż żołnierzy grzał się przy nim. Rozgarniał prętem czerwone węgle.

Długie, ostre jak sztylety sople lodu zwisały z okapu kamienicy. Wartownik odsunął się trochę od ściany domu, niebezpiecznie najeżonej u góry. Nieliczni przechodnie omijali żołnierza z daleka. Odprowadzał ich czujnym spojrzeniem. Wtedy jego dłonie opuszczały strefę ciepła nad ogniem i spoczywały na maszynowej broni. Ludzie szybkim krokiem przechodzili ulicę. Nie patrzyli w jego stronę. Okna kamienic były ciemne, wygaszone. Mijał trzeci dzień stanu wojny i zbliżała się już godzina policyjna.

Tadeusz Siejak „Dezerter”

Inaczej – lecz równie prawdziwie – opisał stan wojenny Tadeusz Siejak w powieści „Dezerter”. Autor tej powieści urodził się w Poznaniu, tutaj ukończył studia politechniczne. Nim przeniósł się do Piły, pracował w Zakładach Cegielskiego. „Dezerter” został napisany w latach 1986-1989, opublikowany w 1992. Akcja powieści toczy się w czasie stanu wojennego w instytucie naukowym, który za względu na prowadzone badania jest placówką ważną dla rządu. W zakładzie pojawia się major Służby Bezpieczeństwa. Poważnych badaczy próbuje się zastąpić usłużnymi karierowiczami. Inżynier Witold Nowak usiłuje w tym świecie zachować uczciwość, ale przegrywa, staje się „dezerterem”. Nie jest romantycznym niezłomnym bohaterem. Zniszczyły go przesłuchania, ale także głupota i niesprawiedliwe oceny otoczenia. Autor ukazuje brutalne poczynania władzy, ale nie stroni także od oceny środowiska opozycji, pokazuje ona ludzi zaszczutych przez codzienne drobne upokorzenia. Walor dokumentacyjny utworu podnosi jego język. Autor po mistrzowsku odtwarza bełkotliwą mowę PRL-u: prostactwo i agresję majora, nieporadność i naukowe pretensje partyjnego docenta.

Fragmenty powieści Tadeusza Siejaka „Dezerter”

Otóż to tak. Chce z góry. Uprzedzić. Jak już tu przyszedłem. Ja jezdem stary artylerzysta. Ze mną nie bendzie. Wam łatwo. Bo jezdem stary. Artylerzysta. Pan doktór zechce zrozumieć. Za hasła. Podstępne. Ja bende ścigał bezwzględnie. Ulotki i podburzanie. Nikomu nie wolno. Podnosić ręki na Polske. Ludowom. Do lat dziesieńciu. Żadne tam wrona. Orła. Nie pokona. I proszę o zdjeńcie tych oznak w pokojach. Religijnych. Liczymy na wasz. Towarzyszu rozsądek. I zrozumienie. Naszych. Zadań. Ja osobiście. Oczekuje od was. Dobrej współpracy. Nno… Co mi tu mamy. Wienc kadry. Ocena. W waszym zespole pracował towarzysz. Byliński Bronisław.

– Tu prawie nikt nie jest towarzyszem, panie majorze. I nie pracował, tylko pracuje. Pracuje.

– No. No. Cha, cha, ha. Świat ciągle. Płynie. Jak mówił nieoceniony ten. Yyy. Panta Rej. Nie ma w nim rzeczy. Niezmiennych. Czy się zgadzacie?

– Z tym, że świat płynie? I owszem.

– No i widzicie. Byliński pracował. W waszym zespole. Co bendzie dalej. To. Zobaczymy. O tym należy. Roszczygnońć. […] Towarzyszu doktorze. My do was z sercem. Na dłoni. A wy tu co? Spójrzcie no na te. Realia.

– Widzę je właśnie. Pod bramą uaz. Przy wejściu dwóch z pepeszami. A w środku pan major z sercem na dłoni. To wzruszające.

– Co wy mi tu, kurwa, pierdolicie?! Ja was, kurwa, każe zamknońć i przegnam przez ścieżke zdrowia, to wam się, kurwa, odechce żartować z wojska! No, żeby mi tu podskakiwał jakiś! Uczony!! Takich jak was to się powinno. Jak w czterdziesty, szóstym! Bendziecie mi tu! No! No. Wyznaczyli mi was. Do rozmów. To człowiek. Środka. Żadna ekstrema. Nnno. Wienc powiedzcie. Co o tym wszystkim sądzicie. Bo macie być kierownikiem. Zespołu. Badawczego. Czy na przykład towarzysz Byliński. Ma powiązania z ekstremom.

Pan doktor Nowak na własną rękę, bez uprzedzenia, bez uzgodnienia z resortem, tak, lub choćby tylko ze mną, to by przecież w pewnych warunkach brzegowych starczyło, pan doktor Nowak zamówił sobie w drugim obszarze składniki na sumę ni mniej, ni więcej tylko pięćset dolarów. Nie wiem, doprawdy, jak dokonał tego, że na podstawie zwykłego listu bez żadnej pieczątki, weźcie to pod uwagę, towarzysze, bez żadnej pieczątki… tyle że z kontem placówki, zdołał załatwić tę sprawę, no nie wiem, u nas jest niemożliwy bałagan i bezhołowie, niech będzie jasność, zwyczajny list i przychodzi faktura na adres Instytutu, to mi się nie mieści w wyobrażeniu, dosłownie.. […] Paanie doktorze! Przecież to wprowadza poważne perturbacje w realizację innych planów badawczych, które dzięki panu mogą zostać nie wykonane. Dlatego resort powołał niniejszy zespół, jak pan nas tu widzi, do oceny celowości i zaawansowania pańskich prac, jak również zasadności poczynionych przez pana samowolnych kroków. Wszystkie te aspekty zostaną zbadane w aspekcie dalszej kontynuacji prac, co przecież zaimplikuje dalsze koszty ponad te, które otrzymaliśmy na bieżący rok.

– Bo żebyśmy się dobrze zrozumieli, panie doktorze. Docent Migdalczyk przedstawił jakby problem… jako pański zwierzchnik. Ja, będąc jak gdyby przedstawicielem resortu, nie ukrywam, że jesteśmy zainteresowani doprowadzeniem sprawy do pomyślnego finału. Jednakowoż musi pan zrozumieć… Tak. W obecnych warunkach taka suma jest jakby… Bez uprzedzenia… Bez uzgodnienia… Znamy się nie od dzisiaj i pamiętam, że było tu panów jakby więcej? Co to ja chciałem? No właśnie. W obecnej sytuacji płatniczej, proszę pana, jakby Reagan i tak dalej, przecież nie można pozwolić na takie… Jakby SAMOWOLE. Czy pan sobie wyobraża? Tu doktor Nowak kupuje odczynniki, tam pułkownik Wrona zamawia mikroskop elektronowy, ówdzie ten czy ów docent marzy o cyklotronie… tak, tak, panie doktorze, apetyt rośnie w miarę jedzenia i jakby to było, że my, proszę pana, nic o tym nie wiemy? NIC O TYM NIE WIEMY? Nic, proszę pana. Wszystko nam się rozłazi pomiędzy palcami, czy to jest jakby do pomyślenia? Przecież pański przykry precedens może uwolnić całą masę podobnych anarchicznych działań, proszę pana. Czy pan sobie zdaje sprawę z konsekwencji takiego jakby postępowania?

– Myślę, że wiem, co by było. Ma pan całkowitą rację, panie dyrektorze. Takie postępowanie jak moje to droga do katastrofy. Dziś zdaję sobie sprawę z całą jasnością. Naukowcy puszczeni na luz zaczęliby może nawet robić jakieś odkrycia, to niesłychane! Przyzna pan sam, dyrektorze, wynalazki, wie pan, które, co nie daj Boże, mogłyby wejść do praktyki, a jakże! Jakaś samowolna współpraca międzynarodowa, przepływ informacji, wie pan, obraz Apokalipsy! Jeżeli do tego dodać, wie pan, że nie nachodzą badaczy kontrole ubecji, inspektorzy Pipu, że nie wysyła się ich na egzaminy kwalifikacyjne dla elektromonterów, że nie muszą pisać sprawozdań do Gusu, że nie rządzi nimi partyjny szofer, wie pan, to rzeczywiście nie jest do pomyślenia!! Przecież na skutek takiej anarchii i bezhołowia, nie? Badacze, co nie daj Boże, mogliby jeszcze czasami coś ZROBIĆ!

 

 

Wielkopolska Teka Edukacyjna

creative

Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych 3.0 Polska (CC BY-NC-ND 3.0 PL)
Więcej informacji tutaj.

Wielkopolska Teka Edukacyjna traktowana jest jako kompletny zbiór, przedziały czasowe (1939-1945; 1946-1969; 1970-1990) są zamkniętymi utworami i każde dodatkowe użycie poszczególnych elementów strony (np. zdjęć) wymaga odrębnej pisemnej zgody.

Znajdz-nas-na-facebooku